Komentarze: 2
siedze w pokoju , ktoorego jedyne oswietlenie stanowi nikly blask ekranu komputera. pochylam swoja chuda , daleka od szczuplej , sylwetke nad popielniczka , gaszac niedopalek tonacy w gaszczu innych mu podobnych. tysiace mysli przebiegaja mi przez glowe. zastanawiam sie co robic dalej. czy warto? wczesniej przeszkadzalo mi tylko moje gigantycznych rozmiaroow ego. wczesniej nie moglem pogodzic sie z mysla , ze caly swiat moze sie krecic dalej , beze mnie , nie zwazajac na brak jednego punkcika w tej wielkiej masie. teraz rzeczy ulegly drobnej zmianie. teraz powstrzymuje mnie tylko mooj paniczny strach brzed fizycznym cierpieniem , ktoore tak naprawde jest mi obce i chyba dlatego sie tak go boje. czuje , ze gdybym znalazl jakis bezbolesny sposoob... pistolet... moze cos innego , ale o podobnym , szybkim dzialaniu. byloby po wszystkim i nie musialbym dalej tu tkwic , bo nic jush mnie tu nie trzyma. to wszystko nie ma sensu. nie mozna ufac tak naprawde nikomu , bo nawet ci , ktoorych wydaje ci sie , ze znasz potrafia wbic ci noz w plecy. jesli nawet uda ci sie jakos to wytrzymac , to poozniej musisz pogodzic sie z mysla , ze i tak bedziesz jednym z wielu. przy wielkim szczesciu bedziesz kolejnym lekarzem , albo prawnikiem. przy normalnym biegu rzeczy bedziesz kolejnym bezrobotnym. innymi slowy chujnia na maksa. nie chce byc czescia masy. chcialbym... wlasnie... tak naprawde sam nie wiem czego tak naprawde chce...