1
Komentarze: 2
siedze w pokoju , ktoorego jedyne oswietlenie stanowi nikly blask ekranu komputera. pochylam swoja chuda , daleka od szczuplej , sylwetke nad popielniczka , gaszac niedopalek tonacy w gaszczu innych mu podobnych. tysiace mysli przebiegaja mi przez glowe. zastanawiam sie co robic dalej. czy warto? wczesniej przeszkadzalo mi tylko moje gigantycznych rozmiaroow ego. wczesniej nie moglem pogodzic sie z mysla , ze caly swiat moze sie krecic dalej , beze mnie , nie zwazajac na brak jednego punkcika w tej wielkiej masie. teraz rzeczy ulegly drobnej zmianie. teraz powstrzymuje mnie tylko mooj paniczny strach brzed fizycznym cierpieniem , ktoore tak naprawde jest mi obce i chyba dlatego sie tak go boje. czuje , ze gdybym znalazl jakis bezbolesny sposoob... pistolet... moze cos innego , ale o podobnym , szybkim dzialaniu. byloby po wszystkim i nie musialbym dalej tu tkwic , bo nic jush mnie tu nie trzyma. to wszystko nie ma sensu. nie mozna ufac tak naprawde nikomu , bo nawet ci , ktoorych wydaje ci sie , ze znasz potrafia wbic ci noz w plecy. jesli nawet uda ci sie jakos to wytrzymac , to poozniej musisz pogodzic sie z mysla , ze i tak bedziesz jednym z wielu. przy wielkim szczesciu bedziesz kolejnym lekarzem , albo prawnikiem. przy normalnym biegu rzeczy bedziesz kolejnym bezrobotnym. innymi slowy chujnia na maksa. nie chce byc czescia masy. chcialbym... wlasnie... tak naprawde sam nie wiem czego tak naprawde chce...
Dodaj komentarz